Poszukaj, a może znajdziesz :'3

14 sierpnia 2010

Natchnienie...

Wczoraj, czekając na zmierzch...
Mama wyjechała. Byłam sama. Kusiło mnie, bym coś narysowała. Jednak nie wiedziałam co mogę narysować. Usiadłam na poręczy tarasu i postawiłam na niej nogi. Kucnęłam i włożyłam głowę między kolana. Nie wiem, ile spędziłam czasu siedząc tam. Ale było warto. Czekać. Zerwał się wiatr. Na niebie zza chmur wyglądały błyskawice. Przerwa między nimi wynosiła około 1-3 sekund. Temperatura trochę się obniżyła. Grzmoty było słychać dopiero po jakichś piętnastu minutach. Zgasiłam w domu światła i wyłączyłam parę rzeczy z gniazdka, bo szykowało się coś większego. Z powrotem usiadłam na poręczy. Po jakiejś pół godzinie zaczęło kropić. Widok był niesamowity. Stopniowo pojawiające się na niebie części błyskawic, cień szumiącego lasu za domem, gasnące i zapalające się latarnie przy ulicy. I wiatr. Rozpuściłam włosy. Zeszłam z poręczy i stanęłam w miejscu najbardziej przewiewnym. Cudowne uczucie. Chłód Ciemność. Krople na skórze. Jod w powietrzu. Powiewająca sukienka. Gdy burza przeszła dalej, weszłam z powrotem do domu. Bez prądu nie mogłam zapalić światła.
Rysowałam w poświacie świec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz